Opowiemy Wam o naszych wrażeniach z wycieczki do kopalni Guido.
5 grudnia przyjechaliśmy do Zabrza po 40 minutach jazdy autokarem (jazda w korku nie w należy do naszych ulubionych, ale nie przejmowaliśmy się, mając na uwadze czekające na nas atrakcje). Na miejscu zbiórki powitaliśmy naszych przewodników, podzieliliśmy się na dwie grupy i założyliśmy dwa różne kolory kasków ochronnych (czerwone i niebieskie) – dla naszego bezpieczeństwa przy chodzeniu chodnikami i przy podporach stropów. Przewodnicy przedstawili nam zasady właściwego zachowania podczas zwiedzania kopalni i zwyczaj witania wszystkich pracowników kopalni słowami „Szczęść Boże”, jako wzajemne życzenie zdrowia i bezpieczeństwa.
W końcu wsiedliśmy do windy, która w szalonym tempie 4m/s zwiozła nas na głębokość 320 metrów.
Podczas zwiedzania w każdym miejscu, w którym się zatrzymywaliśmy, poznawaliśmy słownictwo typowe dla gwary śląskiej i nazewnictwo górników: ściana to sztus, sufit to strop, podłoga to sohle. Węgiel był kiedyś wydobywany ręcznie kilofem (żelozko) i młotkiem (pyrlik), a herb górniczy to kukla. Nie wolno było również używać szpetnej godki – czyli nie można było przeklinać. Znane naszym rodzicom i dziadkom określenie „zawał” oznacza oberwanie stropu w przypadku tąpnięcia. Żeby strop się nie zawalił, był podpierany kasztem z drewna, czyli stosem z ułożonych bali drewna (nasi uczniowie mieli okazję nauczyć się układania takiej konstrukcji).
Dawniej wydobywanie węgla wyglądało inaczej niż współcześnie – tata kopał węgiel, a dzieci transportowały go na powierzchnię. Po jakimś czasie wprowadzono zarządzenie, że dzieci do 9 lat nie mogą wydobywać węgla, a od 9 do 16 lat nie mogą pracować dłużej niż 10 godzin. W kolejnych latach do pracy pod ziemią zaczęto wykorzystywać konie, a następnie – specjalistyczne maszyny i wagoniki na szynach.
Zobaczyliśmy dawne zabezpieczenie stropu z sosny – w razie niebezpieczeństwa sosna powoduje trzeszczenie (sygnał ostrzegawczy), a kanarek w klatce ostrzegał przed niebezpiecznymi gazami – kiedy jego zachowanie się zmieniało i był słaby, był to sygnał do natychmiastowego opuszczenia przodka (górnicy na szczęście nie zapominali o zabraniu ze sobą kanarka). W takich warunkach nie wolno było gwizdać, śpiewać, krzyczeć, aby nie przeoczyć ostrzegawczego trzeszczenia.
Światło górnikom dawała konewka z olejem, w dziubku której zapalało się knot. Lampa świeciła słabym światłem, ale nie było innych możliwości zapewnienia oświetlenia. Górnikami opiekował się Skarbnik, którego, o dziwo, spotkaliśmy na jednym odcinku korytarza.
Dużym przeżyciem i niecodzienną atrakcją był hologram z postacią pierwszego właściciela kopalni – hrabią Guido Henckel von Donnersmarck – oraz kilkuminutowy przejazd kolejką górniczą. Na koniec odbyło się pasowanie na górnika szpadą górniczą po przeskoczeniu kawałka skóry oraz malowanie naszych twarzy kawałkiem węgla. Zaprezentowano nam również ogromną, głośną maszynę ze specyficzną głowicą do kopania korytarzy.
Nasza wycieczka zakończyła się wejściem do sklepu z pamiątkami, gdzie nabyliśmy przepiękne magnesy i inne przedmioty podkreślające, że zwiedziliśmy kopalnię.
Polecamy kopalnię Guido jako cel wycieczek uczniów naszej Szkoły.